potrafią śpiewać nocą
Być może nie ma już na świecie miejsc, których krajobraz nie został zmieniony przez człowieka. Istnieją jednak jeszcze takie, gdzie inaczej doświadczamy czasu. Jednym z nich jest leżący pomiędzy Norwegią a Biegunem Północnym Spisbergen. Daleka, mroźna wyspa pozwala dryfować w czasie, pomiędzy zakonserwowanymi resztkami pradawnej fauny i flory, a symptomami przyszłej katastrofy.
Na Spitsbergenie nikt się nie rodzi, ani nie umiera – nie pozwala na to utrudniony dostęp do infrastruktury medycznej i wieczna zmarzlina, która powstrzymuje rozkład ciał zmarłych. Nie działa tu też logika wydajności i produktywności. Krajobraz zdaje się nas upominać – jesteśmy tylko chwilą w perspektywie procesów geologicznych. Na wyspie czas głęboki wygrywa z czasem odmierzanym wskazówkami zegarków. Wszechobecny lód zatrzymuje przeszłość. Teraz, kiedy szybko topnieje, widzimy to coraz wyraźniej. Spod pokrywy lodowej wyłaniają się ślady życia z innych epok. Można tu trafić na nietknięte szkielety zwierząt z epoki paleolitu czy skamieniałe formy roślinne sprzed milionów lat. Przeszłość i przyszłość splatają się ze sobą tajemniczy sposób. Stałość jest dojmująca – wieloletnie drzewa rosną tak wolno, że dorastają zaledwie kilku centymetrów – a jednocześnie właśnie tutaj najwyraźniej widać wywołaną działalnością człowieka zmianę klimatu.
Latem 2024 roku Beata Długosz i Maria Wasilewska obyły wyprawę na Spitsbergen, do polskiej Stacji Polarnej „Petuniabukta”. Artystki, korzystając z narzędzi na granicy sztuki i autoetnografii, w swoich pracach opowiadają o topnieniu lodowców. Przede wszystkim jednak próbują oddać osobiste uczucia towarzyszące doświadczeniu obcowania z czymś większym od siebie – czymś, co na gruncie estetyki określa kategoria wzniosłości. Konfrontują nas z procesami, które wymykają się ludzkiemu doświadczaniu czasu, wyobrażalnej dla nas skali długości życia człowieka, a przez to trudno objąć je umysłem i językiem.
Próby opisu takich doświadczeń, aby oddać emocje, a nie tylko dane liczbowe, muszą także sięgać po język zakryty, dziwny. Tak, jak w książce-rozmowie „Początek końca? Rozmowy o lodzie i zmianie klimatu”, w której dziennikarka Julita Mańczak i glacjolog Jakub Małecki piszą o lodowcach, że potrafią śpiewać nocą. Ich „śpiew” jest tym, co może nas przybliżyć do oddalonych o setki kilometrów procesów ich topnienia. Wibracje pokrywającej lodowce warstwy śniegu to sygnały dla naukowców. Zmiany w „melodii” lodowca wskazują na tworzące się w lodzie szczeliny i mogą ostrzec przed jego rozpadem.
Nawiązaniem do „śpiewu” lodowców, towarzyszącego ich powolnej przemianie ze stałości w ciecz jest wypełniająca przestrzeń audialną wystawy instalacja. Stworzona przez Gosię Wrzosek kompozycja dźwiękowa, poprzez momenty echa i ciszy, potęguje wrażenie samotności. Lodowce znikają bez świadków. Podczas otwarcia wystawy artystka stworzy okazję do towarzyszenia w tym cichym odchodzeniu. Do kontemplacji przemiany i powolnego żegnania. Performance, wykorzystując melodie pieśni, które tradycyjnie miały prowadzić przez moment umierania i żałobę, wprowadzi ludzkich świadków w pozaludzki, a jednak antropogeniczny proces.
Beata Długosz, fotografie,
Maria Wasilewska, instalacja, wideo,
Małgorzata Wrzosek, performance, audio,
ID, Katarzyna Wojdyła,
kuratorka, Joanna Glinkowska.